W dniu dzisiejszym wstaliśmy ok.9:00 , uszykowaliśmy kanapki i wybraliśmy się na rejs na wysepkę Egmont Key – „dziewicza” wyspa żółwi.
Damian skorzystał ze snurkowania, a my odpoczywaliśmy na plaży. Urok tej pięknej plaży na malutkiej wysepce jest wart pokazania. Można na nią przypłynąć tylko z fortu De Soto,ale naprawdę warto. Na wyspie nie było prawie nikogo.
Znajdują się tam najpiękniejsze plaże jakie widziałam, super woda i piasek oraz cisza – odpoczynek gwarantowany. Można tam również spotkać przechodzące żółwie 🙂
Adrian miał okazję pływać obok manata karaibskiego (słonia morskiego), przy pierwszym trochę się wystraszył i wołał, że wielka ryba go dotknęła. Kolejny raz manat przypływał może z 20 cm od niego, to ja się wystraszyłam 🙂 Razem z Natalią patrzyłyśmy jak płynie obok Adriana i kawałek dalej wynurzył się. Widok zaparł mi dech w piersiach – nawet nie pomyślałam, żeby zrobić zdjęcie., ale tak wygląda manat 🙂
W tym czasie Damian podziwiał widoki podwodnego świata.
Razem z Damianem mieliśmy jeszcze chwilkę na podziwianie uroków tej pięknej plaży, a ja na zbieranie okazałych muszli.
W drodze powrotnej mieliśmy okazję podziwiać pływające wokół delfiny.
Po dopłynięciu do Fort De Soto zajrzeliśmy jeszcze na tamtejszą plażę – również była urokliwa i postanowiliśmy przełożyć wyjazd do Miami o 1 dzień, żeby móc skorzystać jeszcze z jej uroków w dniu jutrzejszym.
Moje dzisiejsze zbiory muszli 🙂